Opowiadanie
jest kontynuacją historii bohaterów drugoplanowych opowiadania Shattered. Polecam
je przeczytać, aby zrozumieć poniższą treść.
*
potrzebujesz światła tylko wtedy,
gdy zapada zmrok
tęsknisz za słońcem tylko wtedy,
gdy zaczyna padać śnieg
pojmujesz, że ją kochasz, gdy
pozwalasz jej odejść
zauważasz, że byłeś na szczycie
tylko wtedy, gdy z niego spadasz
nienawidzisz drogi tylko wtedy, gdy
tęsknisz za domem
pojmujesz, że ją kochasz, gdy
pozwalasz jej odejść
i pozwalasz jej odejść
*
Planica,
22 marca 2014
Dobrze, że ten
sezon już się kończy.
Dawid
z niezamierzonym trzaskiem zamknął za sobą drzwi od polskiego domku i oparł się
o nie plecami, po czym głęboko westchnął. Nic nie idzie tak, jakby tego chciał.
Nawet w połowie. Poczynając od dzielenia pokoju z Murańką, przez pogodę, która
w jedną noc zamieniła się ze słonecznej na deszczowo-błotnistą, aż po brak miejsca
w czwórce na ostatnią drużynówkę w sezonie.
Najgorszym sezonie ze
wszystkich!
Może
nie najgorszym, bo drugi raz w karierze Dawid kończył z punktami, lecz na pewno
takim, po którym spodziewał się czegoś więcej. Bo sezon był olimpijski, a jemu
na te Igrzyska ledwo udało się pojechać. Właściwie rzutem na taśmę znalazł się
w piątce na Soczi, jakimś cudem wygrywając z Klemensem. I pojechał. Trochę
poskakał, pozwiedzał, kupił pamiątki. Wrócił rozczarowany. Podczas gdy wszyscy
cieszyli się z medali Kamila, on zastanawiał się, co w Rosji poszło nie tak. A
potem zadawał sobie to pytanie każdego, przybliżającego go do końca sezonu
dnia. Słodko-gorzkie, poolimpijskie tourne po Skandynawii zleciało w mgnieniu
oka, a nim się obejrzał, byli w drodze do Planicy
Nareszcie.
Wróci
do domu, w końcu się wyśpi, a potem pewnie AWF przypomni sobie o swoim
studencie-olimpijczyku, który wciąż nie zaliczył semestru zimowego. I znów życie
będzie toczyło się pomiędzy Szaflarami, Katowicami i Zakopanem. Pomiędzy
nauką i treningami. Pomiędzy wczesnymi rankami i późnymi nocami. Pomiędzy…
-
Kubacki, przesuń się, matole!
Uderzenie
drzwiami w plecy i krzyk Maćka skutecznie wyprowadziły Dawida z zamyślenia.
Odsunął się na bok, a wtedy Kot wyszedł z domku i spojrzał na niego tak, jakby
chciał coś powiedzieć, ale uznał, że jednak nie warto.
-
Co? – spytał mimo wszystko Kubacki, bo ani trochę nie lubił tego wzroku Maćka.
-
Nic. – I jakby potwierdzając swoją odpowiedź, Maniek zszedł z werandy i wśród
kilku opartych o balustradę par nart, zaczął szukać własnej. „Nic”.
Wystarczyło, by Dawid poczuł lekką irytację. Skrzyżował ręce na piersi i stanął
nad Maćkiem, wlepiając w niego wyczekujące spojrzenie, dopóki ten nie podniósł
głowy i na niego nie popatrzył. – No o nic! – powtórzył z rozbawieniem i
chwycił za właściwe narty.
-
Jasne.
-
Po prostu znowu masz ból życia, że nie skaczesz w konkursie – wyjaśnił Maniek,
wspierając się o swoje Fischery. – To wszystko.
-
Mój ból życia, moja sprawa – odparł natychmiastowo Dawid, na co Kot wywrócił
oczami. – Odezwał się ten, co trzaska drzwiami i do nikogo się nie odzywa, gdy
mu konkurs nie wyjdzie.
-
Ostatnio raczej wychodzą. – Maciek zarzucił narty na ramię i uśmiechnął się,
spoglądając na Kubackiego. – Jadę na górę. Trzymaj kciuki!
Dawid
spojrzeniem odprowadził Mańka, po czym pokręcił głową. Po prostu uwielbiał te
momenty, w których Kot czuł się tak, jakby złapał samego Boga za nogi, bo udało
mu się dostać do drużynówki, lub po prostu zajął wysokie miejsce w konkursie.
Wtedy jakby za pstryknięciem palca znikał ten Maciek, który po nieudanych
zawodach był obrażony na wszystko i na wszystkich, by kilka godzin później
tryskać motywacją do cięższej pracy. Nieodgadnione były niektóre Kocie
zachowania, ale z jednego Dawid zdawał sobie sprawę i wiedział, że Maniek
również: rywalizowali ze sobą. Zdrowo i w dobrej relacji, ale wciąż
pojedynkowali się na skoczni. Oczywiście to Kot był górą, ostatni sezon miał
nieco słabszy od poprzedniego, ale i tak prezentował się znacznie lepiej od
Dawida. A że to Maciek, nie mógł przepuścić okazji do dania Kubackiemu małego
pstryczka w nos. Nawet ot tak, dla zasady.
Czas
do rozpoczęcia konkursu drużynowego powoli się kurczył. Zawodnicy pierwszych
dwóch grup udawali się na górę, pozostali rozgrzewali się między domkami,
rozmawiali lub wygłupiali się, a jeszcze inni przygotowywali do corocznego
pikniku. Działo się. Prawdopodobnie jak zawsze, choć Dawid świętował
zakończenie sezonu w Planicy dopiero drugi raz. Musiał przyznać, że rok temu
bawił się dość dobrze. Na tyle, by mimo słabych wyników cieszyć się, że znów
udało mu się przyjechać do słoweńskiej stolicy skoków i właśnie tu pożegnać
sezon wraz z całą drużyną.
A
mieli co świętować.
-
Nie zmulaj!
Dawid
poczuł mocne klepnięcie w ramię i aż podskoczył, co spowodowało głośny śmiech u
przebiegającego obok dwukrotnego mistrza olimpijskiego i zdobywcy Kryształowej
Kuli. Bo Kamil, choć nie stanął na podium piątkowego konkursu, już zapewnił
sobie zwycięstwo w Pucharze Świata. Nic więc dziwnego, że gdy minął Dawida i
stanął naprzeciw niego, szczerzył się jakby całą noc spał z wieszakiem w
ustach.
-
Fajnie jest! Dobrze jest! Uśmiechać się trzeba!
Dawid
zacisnął wargi i wypuścił powietrze z nosa, patrząc nieco żałośnie na Stocha.
-
Nie zmulam – wycedził wolno i wyraźnie. – To ta… pogoda… głupia jest.
Kamil
pierw posłał sceptyczne spojrzenie blondynowi, po czym sam zerknął w stronę zachmurzonego nieba, z
którego lada chwila miało znów zacząć kropić, aż w końcu przytaknął koledze.
-
I to tak na ciebie działa? – spytał Stoch z wciąż zadartą głową. Dawid mruknął
twierdząco. – To fatalnie.
-
Stary, wiem.
-
A tak poza tym?
A tak poza tym to w
s z y s t k o.
Ale
tego już Kamilowi mówić nie zamierzał, bo po pierwsze to nie był czas i miejsce
na jakiekolwiek wynurzenia, po drugie nie chciał zrzucać swoich humorów na
Stocha, a po trzecie ten miał swoje na głowie i byłoby po prostu nie w porządku
zadręczać go pierdołami. Dlatego Dawid postanowił, że obroni się w jeden z
najbardziej skutecznych sposobów:
-
Głodny jestem.
-
Istotnie, w takiej sytuacji to nic, tylko na suchej gałęzi się powiesić.
Kubacki
wywrócił oczami, a Kamil zaśmiał się i pięścią uderzył blondyna w ramię.
-
Dejvi, żyj! To już ostatni weekend w robocie, potem już tylko wakacje!
-
Po pierwsze to ‘ała’ – mruknął Dawid, łapiąc się za miejsce, w które uderzył go
Kamil. – A po drugie to w domu czeka na mnie nawet niezaczęty referat z
fizjologii, więc dupa, a nie wakacje.
-
Ty sobie pomyśl, że ja do prezydenta muszę pojechać. Już wolałbym dziesięć
takich referatów napisać… Stary, ty wiesz jakich ja mu głupot przez telefon w
Soczi nagadałem? Przerąbana sytuacja, już wolałbym się z papieżem spotkać.
-
Zawsze możesz pocieszyć się Apollem.
Stoch
popatrzył na Dawida w bardzo wymowny sposób, po czym parsknął pod nosem i
pokręcił głową. Dosłownie po sekundzie znów uśmiechał się szeroko, co zapewne
zostało uwiecznione przez Ewę na zdjęciu.
-
Okropne światło. – Pani Bilan-Stoch pojawiła się właściwie znikąd i cmoknęła z
niezadowoleniem, przyglądając się wykonanej fotografii. Podniosła głowę i
zmrużyła oczy, przez chwilę patrząc w niebo, by i tak westchnąć, a na końcu
uśmiechnąć się do Dawida. – A nie, to tylko Dejvi psuje ujęcie swoją miną.
Kolejna!
-
Zaspałem na śniadanie, dobra?
Państwo
Stoch wymienili porozumiewawcze i – zdaniem Dawida – dość podejrzane
spojrzenie. Roześmieli się i pokiwali głowami, wyrażając pełne zrozumienie dla
problemu Kubackiego. Pal sześć, że ewidentnie się z niego nabijali, a on nawet
nie mógł kazać im się odczepić, bo pewnie wzbudziłby tym jakieś podejrzenia.
A
Ewy to w ogóle nie dało się oszukać.
-
Chyba wiem, co mogłoby ci poprawić humor – zaczął konspiracyjnie Kamil.
Podrapał się po policzku i spojrzał na swoją żonę. – Myślisz o tym samym, co
ja?
-
Hm, coś do jedzenia? – dodała Ewa, przy czym uniosła brew i uśmiechnęła się jakoś
tak podejrzanie. Kamil pokiwał głową. – Coś dobrego?
-
I coś zielonego.
-
Ze słoika!
-
Takie te… - Kamil zaczął pstrykać palcami, szukając słowa. – Takie no… Ogórki
takie!
-
Czekaj, czekaj, pamiętam ich nazwę, babcia zawsze robi na jesień…
Dawid
przyglądał się obojgu z coraz większym ogłupieniem i próbował w jakikolwiek
sposób zrozumieć, o co chodzi zarówno Kamilowi, jak i Ewie. I nie wiedział, szczerze
nie miał pojęcia, o czym ta dwójka pieprzy. Podrapał się po głowie i westchnął.
-
Ale o cholerę wam chodzi?
Dopiero
wtedy państwo Stoch przestali szukać zaginionego słowa i w końcu popatrzyli na
Dawida. Dziwnie się uśmiechali, przez co Kubacki przestał cokolwiek rozumieć.
A
poza tym ktoś mu zgasił światło, zakrywając jego oczy dłońmi, przy czym ten
ktoś musiał być bardzo niski, bo uwiesił się na dawidowych plecach i pociągnął
go do tyłu.
-
Dejvi!
Odsunął
te niewielkie łapki od swojej twarzy i odwrócił się, czując jak serce mu nagle
przyspiesza, a po plecach przechodzi długi dreszcz. Otworzył szerzej oczy i
zamrugał kilkukrotnie, wpatrując się w najpiękniejszy uśmiech na świecie.
-
Kurwiszon…
Sam
nie wiedział jak to się stało, że oba słowa, które przyszły mu na myśl w tej
samej chwili, zlały się w jedno i wypłynęły prosto z jego ust. Wiedział za to,
że był w zbyt wielkim szoku, by chociażby się poprawić.
Roześmiała
się.
Mój Boże, jak ona
pięknie się śmieje!
-
Tak mnie jeszcze nie nazywałeś – przyznała, spoglądając na niego z dołu. Dawid
wygiął usta w czymś, co miało przypominać przepraszający uśmiech, na co
pokręciła głową. Westchnęła, a już po chwili ściskała ramionami szyję
Kubackiego, prawie go przy tym dusząc. Skłamałby, gdy powiedział, że mu to
przeszkadza. – Cześć, Dejvi.
-
Cześć, Korniszonie.
Przymknął
oczy i objął nieco szczelniej jej chude ciałko. W jednej chwili przestał obchodzić
go konkurs, w którym nie weźmie udziału, paskudna pogoda i fakt, że
rzeczywiście trochę burczy mu w brzuchu. Jak miał się tym przejmować? Jak? Jak,
skoro Ona tu jest?
Uśmiechnął
się szeroko.
-
Nie mówiłaś, że przyjedziesz!
-
Na tym właśnie polegają niespodzianki.
Doskonale
pamiętał moment, w którym widzieli się po raz ostatni. Tamtego wieczora w Soczi
po prostu nie dało się zapomnieć. To było coś, czego nigdy wcześniej nie
doświadczył. Przed oczami wciąż widział lód, czuł jego zimno na skórze, a w
uszach słyszał sunące po nim płozy. A potem widział zapłakaną, ale szczęśliwą
Kornelię z biało-czerwoną flagą na plecach, w czarnej sukience i łyżwach.
Wpadła w jego ramiona dosłownie na kilka sekund, podziękowała mu za wszystko,
cmoknęła w policzek i już po chwili musiał ją puścić. Szybko zniknęła z jego
pola widzenia, ciągnięta przez trenerkę i matkę. Nie zdążył wtedy powiedzieć
jej niczego poza tym, jak bardzo cieszy się razem z nią. A było tak wiele
rzeczy, które chciał, aby usłyszała. Trzy godziny później Dawid był już na
pokładzie samolotu do Polski, a ona, z myślą, że następnego dnia odbierze swój
brązowy medal, zasypiała u boku tamtego.
-
Thomas przyjechał pożegnać Kocha – wyjaśniła, obejmując dłońmi plastikowy kubek
z herbatą. Przysiedli na ławce przed domkiem Polaków, by spokojnie porozmawiać.
– A ja nie mogłam nie zobaczyć, jak Kamil odbiera Kryształową Kulę.
Od
zakończenia Igrzysk kontakt Dawida z Nelką polegał głównie na wymienianiu
sms-ów, wiadomości na Facebooku, lub krótkich telefonach. Kubacki po Soczi od razu
został wrzucony w wir konkursów w Skandynawii, które wykładały drogę od Igrzysk
do Planicy. Kornelia natomiast tuż po ceremonii zakończenia Igrzysk wróciła do
Polski, gdzie spędziła cały ostatni miesiąc, chcąc nadrobić stracony czas z
bratem i mamą. W międzyczasie cierpliwie znosiła żywot sportowca, który wrócił
z olimpijskim medalem i postanowił zakończyć karierę. Wiedział, że była bardzo
zmęczona i chciała jak najszybciej odpocząć od ciągle zadawanych jej pytań. Dlatego
na tydzień przed Planicą wyjechała do Austrii. Do niego. W zasadzie Dawid mógł się domyślić, że będąc w Karyntii,
Kornelia zdecyduje się przyjechać do Słowenii. Tym bardziej, że Kamil miał
odebrać Kryształową Kulę.
Miła niespodzianka.
Wyglądała
bardzo ładnie. Wciąż miała lekko zmęczoną twarz, ale cały czas się uśmiechała.
Chyba ścięła włosy, bo sięgające niemal połowy pleców rude kosmyki teraz
zaplecione w dwa warkoczyki kończyły się za ramionami. Na głowie miała szarą
czapkę, wokół szyi zawiązała kolorową chustę w kwiaty, a kurtkę miała tak samo
niebieską jak Dawid. Wyprostowała nogi i co chwila lekko uderzała czubkami air
max-ów o siebie, czym odwracała uwagę od pomalowanych na fioletowo paznokci.
Kolorowa. Wesoła.
Szczęśliwa.
Dostrzegł
to w momencie, w którym zdjęła okulary przeciwsłoneczne. Opowiadała jakąś
historię o swoim młodszym bracie, a przy tym patrzyła na Dawida tak radośnie,
że mógłby przysiąc, że nad Planicą wyszło słońce. Smutne oczy, które pamiętał,
biły blaskiem. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że są tak intensywnie zielone.
-
Dejvi? – Nagle szturchnęła go w ramię, tym samym sprowadzając na ziemię. Zamrugał
pospiesznie, czując jak na policzki wstępuje mu rumieniec. Z nadzieją, że nie
gapił się na nią zbyt długo, uniósł brwi w pytającym geście. Uśmiechnęła się
jeszcze szerzej. – A co u ciebie?
Na
usta cisnęła mu się cała masa pejoratywnych przysłówków, które mogłyby określić
ostatni czas w życiu Dawida. „Kiepsko” było chyba najdelikatniejszym ze
wszystkim, ale jednak zachował je dla siebie. W porę uznał, że „kiepski” to
jest czas na takie rozmowy. Widzieli się pierwszy raz od ponad miesiąca, ona
była w doskonałym humorze, więc powinien z tego korzystać. Nawet, jeśli bardzo
pragnął usiąść z nią i porozmawiać o wszystkim, co dręczyło go w minionych tygodniach,
zdecydowanie nie mógł tego zrobić. O wiele bardziej wolał cieszyć się czasem
spędzonym z Nelką, niż użalać się nad sobą.
To i tak tylko
zwykłe pierdoły.
- Jest okej, Korniszonie. A teraz… Teraz to
już w ogóle super.
-
Nie kłamiesz mi tu?
Uniósł
lekko kącik ust.
-
Jasne, że nie.
Chyba
mu nie uwierzyła, bo spojrzała na niego w znany mu sposób – zmrużyła oczy z
delikatnym uśmiechem, jakby wyczuwała, że coś kręci. Ale nie pociągnęła go za
język. Wstała z ławki i wyciągnęła do niego ręce.
-
W takim razie chodź. Potrzebuję towarzysza do oglądania konkursu.
*
* *
Chłopaki
zajęli drugie miejsce. Przegrali tylko z Austriakami, co Dawid skwitował
zaledwie krótkim prychnięciem. Średnio za nimi przepadał i – jakby nie patrzeć –
znów byli w czymś lepsi.
-
Hej, Dejvi!
Westchnął
i pomachał Kornelii. Uśmiechnęła się szeroko i minęła go, niosąc przywiezioną
przez siebie skrzynkę polskiego piwa, które postawiła na stole pod austriackim
domkiem. Przez chwilę patrzył, jak tamci zbierają się wokół niej i nad czymś
mocno kontemplują. Przy okazji Diethart oberwał za coś od Schlierenzauera w tył
głowy, co zostało skwitowane głośnym śmiechem Hayböcka i Krafta. Nelka posłała
zwycięzcy Turnieju Czterech Skoczni współczujące spojrzenie i poklepała go po
policzku ze śmiechem, co wystarczyło by tamtemu od razu się polepszyło.
Uwielbiali
ją tam i Dawid nie mógł pozbyć się związanego z tym nieprzyjemnego poczucia
zazdrości. Bo przecież ona nie jest „ich”. Jest Polką, przyjaźni się z nim, z
Kamilem, trzyma z całą drużyną, każdy ją tutaj zna… A mimo to wydaje się, jakby
bardziej „należała” do Austriaków. Jasne, pracowała z nimi, była w ich
drużynie, związała się z Thomasem, ale… W jakiś sposób chciał, aby przez cały
czas była obok niego, nie z nimi.
-
Wciąż głodny?
Ewka
pojawiła się zupełnie niespodziewanie. Wyciągnęła w stronę Dawida tackę z
grillowanym szaszłykiem i uśmiechnęła się zachęcająco. Kubacki wzruszył
ramionami, ale przejął od niej obiad, po czym rozsiadł się wygodnie w leżaku.
Ewa natychmiast zrobiła to samo.
-
Dejvi… - zaczęła, przechylając się w jego stronę.
-
No?
-
Ty chyba potrzebujesz porozmawiać – osądziła z typową dla siebie łatwością.
Dawid zacisnął zęby na gorącym kawałku kurczaka i bardzo powoli przeniósł wzrok
na blondynkę. – Wiesz, że przede mną nic się nie ukryje.
Kubacki
stęknął i odłożył tackę na kolana, powoli przeżuwając mięso.
No ładnie, tylko
wszechstronnie zorientowanej Ewki mi brakowało.
-
Ale o czym? – spytał jak najspokojniej i sięgnął po butelkę piwa.
-
Ty mi powiedz.
Ugh.
-
Coś cię martwi. I mam przeczucie, że chodzi o Nelę.
I
masz babo placek i Ewę na posterunku, w wyniku czego piwo wylądowało na
dawidowych spodniach.
-
O Nelę? – powtórzył nieco skrzekliwym głosem i otarł alkohol z brody. Zaśmiał
się nerwowo. – Skąd ten pomysł?
-
Bo widzę jak cały czas na nią patrzysz? – Ewa wywróciła oczami. – Rany, Dawid,
kobiety widzą takie rzeczy.
-
Jakbyście nie mogły innych rzeczy dostrzegać…
-
Daaawiiid…
-
Patrzę się, bo nie wiadomo, kiedy znowu się zobaczymy – wyjaśnił krótko i
wrócił do jedzenia szaszłyka. – Cała historia.
-
Mhm.
Och,
jak on nienawidzi tego babskiego „mhm”! Nie wiadomo jak szczerej prawdy nie
wyłożyłby na stół, każda kobieta jednym „mhm” pozbawiała go całej wiary w swoją
słuszność. Okej, akurat w tym przypadku sam starał się uwierzyć we własne
kłamstwo, ale to nie dawało Ewce prawa do negowania go na starcie! Zresztą,
cokolwiek by nie powiedział, przecież i tak by jej nie przegadał.
-
Ale jakbyś jednak chciał pogadać…
-
To zadzwonię do mojej pani menager i wszystko jej wypłaczę – dokończył,
spoglądając na Stochową z uśmiechem. Ewa westchnęła i pokiwała głową. –
Widzisz, jak wszystko wiem?
-
Mam nadzieję, że wszystko… - mruknęła Ewa, spoglądając w stronę, od której
kilka chwil wcześniej odwróciła uwagę Dawida. Serce lekko zabolało go w piersi,
dostrzegając Kornelię w objęciach Morgensterna. Uniósł butelkę piwa do ust i
upił duży łyk. – Dobrze by było, gdybyś to jeszcze akceptował.
Poklepała
go po dłoni i odeszła w stronę swojego męża, zapewne przypalającego kiełbaski
na grillu. Dawid znów został sam, choć mogło się wydawać, że w ferworze
pokonkursowej imprezy będzie trudno o samotność. A jednak. Wszyscy dookoła
rozmawiali, bawili się, jedli i pili, niektórzy już nawet zataczali, a Dawid sączył
piwo i rozmyślał. Liczył się z tym, że zaraz zostanie przyczajony przez
Piotrka, Jaśka, albo – co gorsza – przez Mańka i skończy się jego święty
spokój, ale póki mógł, delektował się chwilą tylko dla siebie.
Wpakował
się w koncertowo porąbaną sytuację. I to sam. Patrzył na Kornelię i ściskało go
w środku, bo tak bardzo chciał, aby to jego tak obejmowała; aby to z nim teraz
rozmawiała i śmiała się z jego tekstów. Ale to nie jest i nigdy nie będzie on.
W jakiś sposób czuł się oswojony z tą myśl, żył z nią od końca Turnieju
Czterech Skoczni, gdy dowiedział się, że Nelka zbliżyła się do Morgensterna, a
mimo to wciąż go raniła.
Od
początku… Jak to było? Pojawiła się w Titisee-Neustadt zupełnie znikąd.
Kojarzył ją, właściwie znał, ale nie potrafił jakoś powiązać znanej polskiej
łyżwiarki z tą zmarzniętą dziewczyną spod niemieckiej skoczni, która nagle
przemówiła do niego w ojczystym języku. Rozmawiali. Nie tylko wtedy w trakcie
treningu, ale później też. Rozmawiali dużo, długo i zawsze na tematy, których
on nie lubił poruszać. A z nią było zupełnie inaczej. Słowa same opuszczały jego
usta, gdy skoki znów mu nie wychodziły. Kornelia słuchała i zawsze wyrażała
swoje zdanie w sposób, który dawał mu jasno do myślenia. Dawała mu motywację i
chęci do bycia lepszym sportowcem, napędzała go i pozwalała mu wierzyć w siebie
samego. W niesamowicie nieświadomy dla nich obojga sposób stała się głównym
mechanizmem nakręcającym pracę Dawida nad samym sobą.
Sam
nie wie, kiedy zaczął starać się bardziej dla niej, niż dla siebie.
Polubił
ją. Polubił ją bardzo szczególnie. I żałował tylko, że nie mogli spędzać więcej
czasu razem. Jak bardzo był na siebie zły, gdy zamiast pojechać na Turniej
Czterech Skoczni do Oberstdorfu, został zesłany do Słowenii na treningi? Ona
już wtedy zaczęła pracę z Austriakami, wcześniej zatrudnili ją do rehabilitacji
Morgensterna… Dawid nie potrafił przypomnieć sobie własnej reakcji na wieść o
tej współpracy. Chyba radość z tego, że Kornelia dołączy do Pucharu Świata
przyćmiła myślenie, że między tą dwójką może dojść do czegoś więcej. A powinien
się tego spodziewać.
Szkoda,
że gdy dowiedział się o ich związku, było już za późno na… właściwie na
wszystko. Bo ona od początku wydawała się być zakochana, a z tym Dawid walczyć
nie potrafił. Nawet wtedy, gdy zdał sobie sprawę, że sam czuje do niej więcej,
niż przyjaźń, której od niego oczekiwała.
Jak wpadłem w
friendzone, czyli historia Dawida Kubackiego. Proza życia.
Nie
podobało mu się to, ale co miał zrobić? Wyraził swoje niezadowolenie,
posprzeczali się, a potem Morgenstern upadł na Kulm i wszystko pokomplikowało się
do tego stopnia, że ona wróciła do Polski rozbita na milion kawałków,
nieszczęśliwa i załamana. W dodatku pojawiła się dla niej możliwość pojechania
na Igrzyska, więc… Jak miało go przy niej nie być, skoro go potrzebowała?
Zacisnął usta i był obok. Chciał tego, skoro to była jedyna możliwość, by w
jakiś sposób mieć ją przy sobie.
Nawet
jeśli łączyło się to z pchaniem jej w ramiona innego.
Wiedział,
że nie ma żadnych szans z Morgensternem. Kornelia nieświadomie utwierdzała go w
tym każdego dnia. Zakochała się, to było jasne jak słońce. Miał wybić jej
Thomasa z głowy? Pokazać, że ma obok kogoś o wiele bardziej wartościowego, kto
nigdy jej nie skrzywdzi? Mógłby, ale bał się, że wtedy odsunęłaby go od siebie.
Poza tym Dawid brał pod uwagę wszystko, co nawiązało się między Nelką a
Morgensternem wtedy, gdy Kubackiego nie było obok. Był na przegranej pozycji, a
ta dwójka… jest siebie warta.
Opatrzność mogłaby
mnie za tę szlachetność nagrodzić Kryształową Kulą. Nie obraziłbym się.
Niby
powiedział jej, że coś do niej czuje, ale z drugiej strony tego nie zrobił.
Tamtego wieczora w Soczi, gdy siedzieli na dachu i z daleka przysłuchiwali się
ceremonii otwarcia Igrzysk, dał jej do zrozumienia, że jest dla niego
szczególnie ważna. Sam nie wie, po jaką cholerę to zrobił, bo mógł za coś
takiego porządnie oberwać i stracić przyjaciółkę. Ale ona… nie zrobiła nic. I
to też zabolało. Potem próbował to odkręcić, ale suma summarum sam się w tym
wszystkim pogubił.
I jeszcze pojawił
się ten… ten Liliput cały…
Właściwie
nic nie jest jasne.
Nawet
uczucia Dawida do Kornelii.
Kciukiem
kręcił kółka na gwincie pustej butelki, zastanawiając się, w jaki sposób powinien
rozwiązać tę sprawę. Jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy, co nawet go
nie dziwiło. Znalazł się w popieprzonym trójkącie emocjonalnym, z którego
chciałby jak najszybciej się wyplątać, aby przede wszystkim nie skrzywdzić
Nelki, a po drugie by samemu odetchnąć. Przecież nie chciał niczego zepsuć, ani
w kwestii przyjaźni z Kornelią, ani jej związku z Morgensternem.
W
końcu obiecał, że ciało D nie wpieprzy się między ciało K i T. Czy jakoś tak to
szło.
Tak
więc co powinien zrobić? Ostatecznie pogodzić się ze swoją pozycją? Usunąć w
cień? Wyleczyć się?
A
może zachować jak dorosły mężczyzna i dopilnować, aby to, co dla niego
najważniejsze, było w najlepszych rękach?
Dawid
wstał, sięgnął pod jeden ze stołów do skrzynek z piwem i wyjął z nich dwie
butelki. Otworzył je i ruszył w stronę domku naprzeciw.
-
Pijesz?
Nelki
nie było w pobliżu. Ostatni raz widział ją z Diethartem w okolicach wyciągu,
więc możliwe, że wspólnie coś odwalali. Austriacy też rozproszyli się po
najbliższym otoczeniu. Właściwie tylko jeden z nich siedział na schodkach, wgapiony
w telefon i zgniecioną puszką obok.
Morgenstern
uniósł głowę i spojrzał z zaskoczeniem na Dawida. Ewidentnie nie spodziewał się
towarzystwa w postaci Kubackiego. Mimo to kiwnął głową, wziął od niego piwo i
przesunął się, robiąc miejsce Polakowi.
-
Twoje zdrowie. – Dawid wyciągnął swoją butelkę w stronę Thomasa, którą ten od
razu zderzył ze swoją. Upili kilka głębszych łyków. – Trzymasz się?
-
Jasne – odparł Morgenstern, uśmiechając się słabo. – Jakoś muszę.
-
Co dalej ze skokami?
-
Na razie nic. Potrzebuję czasu, odpoczynku… Zobaczymy wkrótce.
Kubacki
pokiwał głową. Zapadła cisza – niezbyt komfortowa, co z pewnością wyczuł i sam
Morgenstern. Dawid próbował przypomnieć sobie moment, w który rozmawiali ze
sobą po raz ostatni, po czym doszedł do zaskakującego wniosku, że była to
pierwsza taka sytuacja między jednym a drugim skoczkiem. Obaj znali się ze
skoczni, startowali ze sobą wiele razy, czasem zamienili kilka słów przed lub
po konkursach, albo na wieży. Po drużynówce w Predazzo Dawid miał okazję
jedynie uścisnąć rękę Thomasa i podziękować mu za jego uczciwość. I jeszcze ten
mały incydent w Soczi, gdy Morgenstern poprosił, aby pomóc mu spotkać się z
Nelką. A poza tym? Tak naprawdę ich drogi skrzyżowały się w momencie, w którym
pojawiła się Kornelia. Czyli niedawno.
-
Właściwie to ja nie o tym chciałem pogadać…
-
Dawid. – Morgenstern spojrzał na niego z
pewnym politowaniem i nikłym uśmiechem. – Daj spokój. Obaj wiemy, że ten wywiad
to żaden przejaw troski. Do rzeczy.
Najgorsze
w tej dawidowej spontaniczności było to, że właściwie nie wiedział, co chciał
powiedzieć. Nie dał jednak po sobie poznać, że nagle przypomniał sobie, że nie
ma żadnego planu. Upił łyk piwa i chrząknął.
-
Chodzi o Nelę.
-
Tego się domyśliłem.
Stary, nie bądź
dupkiem.
-
Chodzi o Nelę – powtórzył twardo Dawid, zaciskając palce na butelce Żywca. – I chodzi
o to, że nie tylko tobie na niej zależy. To moja przyjaciółka, – dodał prędko, czując
na sobie uważne spojrzenie Thomasa – bardzo ważna osoba w moim życiu, na której
szczęściu zależy mi szczególnie mocno. A jakby nie patrzeć, to szczęście zależy
teraz w dużej mierze od ciebie… Chwytasz, o co mi chodzi?
Thomas
ostrożnie pokiwał głową.
-
Tak sądzę.
-
Obaj wiemy, co odwaliłeś z waszą fizjoterapeutką. Nie chcę do tego wracać, ale mam
prawo nie ufać ci na sto procent. Kornelia może, to chyba najważniejsze, ale ja
wolę być ostrożny.
-
Jasne.
-
Pomogłem ci w Soczi, co nie zmienia faktu, że zrobiłem to dla niej, nie dla
ciebie – kontynuował Dawid. Sam się sobie dziwił, że tak gładko mu idzie, a
Thomas go słucha. – Lepiej dla ciebie, abyś nie zmarnował tego, co masz. Nela
jest cholernie skomplikowana, łatwo ją zranić, swoje już przeszła…
-
Wiem – przerwał mu Thomas. – Akurat to wiem bardzo dobrze. I bez urazy, ale prawdopodobnie
nawet lepiej od ciebie.
Oczywiście, skoro
to przez ciebie wycierpiała najwięcej.
-
Zdążyłem ją poznać z każdej możliwej strony, Dawid. Nie musisz mi niczego
tłumaczyć, zdaję sobie sprawę z kim układam sobie życie.
Kubacki
skomentował wypowiedź Austriaka krótkim „okej” i wlepił wzrok w trzymaną
butelkę. Na chwilę zapadła między nimi cisza, przerywana przez puszczaną w
głośnikach jakąś słoweńską piosenkę i gwar rozmów dookoła. Co jeszcze powinien
mu powiedzieć?
-
Opiekuj się nią, dobra? – Dawid zerknął w bok na Thomasa. – Masz przy sobie
kogoś naprawdę ważnego. Nie spartol tego…
…gnoju…
Morgenstern
nie odpowiedział. Przez dłuższą chwilę patrzył przed siebie na biegające
dzieciaki Słoweńców i nad czymś myślał, uśmiechając się przy tym. A gdy w końcu
obrócił głowę i spojrzał na Dawida, westchnął.
-
Kocham ją.
Kubacki
wstrzymał oddech i zacisnął usta. Przez chwilę obserwował jak Thomas upija
kolejny łyk piwa i powraca do obserwacji otoczenia, po czym sam pokiwał głową i
udając, że wcale szlag go nie trafił, przyłożył butelkę do ust.
-
To dobrze – mruknął Dawid. – Bardzo dobrze.
-
Mam prośbę – odezwał się nagle Thomas. Kubacki spojrzał w jego stronę z
zaciekawieniem. – Po Planicy Nela jedzie na tydzień do domu. Potem lecimy na
wakacje, ale po nich Nela znowu wraca do Polski na Wielkanoc i zaczniemy żyć na
zasadzie „raz tu, raz tam”, dopóki sytuacja z moim dalszym skakaniem się nie
wyjaśni. Zdaję sobie sprawę, że masz swoje sprawy, ale… Czy mógłbyś od czasu do
czasu mieć na nią oko, gdy będzie w Krakowie? Rozmawiałem już z Kamilem, ale ty
też jesteś jej przyjacielem, Nela ci ufa… Więc ja też.
Dawid
przez kilka sekund analizował słowa Thomasa, by na samym końcu miło się
zaskoczyć. Zamrugał gwałtownie i pokiwał głową.
-
Tak, pewnie.
-
Dzięki. – Morgenstern uśmiechnął się i wychylił do tyłu, sięgając po dwie
butelki austriackiego piwa. Otworzył kapsle o barierkę i podał jedną z nich
Dawidowi. – Wszystkim nam na niej zależy, co?
Dawid
przytaknął i ochoczo stuknął butelkę z Thomasem.
To chyba tyle? Nie
było tak źle.
Wręcz
przeciwnie. Chyba usłyszał to, co chciał usłyszeć od faceta, który trzyma w
ramionach to, co dla Dawida najważniejsze.
Jakkolwiek to
brzmi.
Tak
więc kocha ją. Dba o nią. Martwi się i pilnuje, aby była bezpieczna wtedy, gdy
sam nie będzie mógł przy niej być. I ufa Dawidowi. To chyba zaskoczyło
Kubackiego najmocniej. Chciałby móc powiedzieć, że to docenia, ale poczuł się
dziwnie nieswojo. Bo Thomas mu zaufał, a on… Czuje coś do jego dziewczyny.
Moda na sukces,
odcinek 289072627.
-
Ale wrócisz do skakania, co? – Dawid przerwał milczenie i zmrużył oczy. Nie
spodziewał się, że zza kłębiastych chmur jeszcze wyjdzie słońce.
-
Mam nadzieję. Bardzo bym tego chciał.
-
To już jakiś początek.
-
A wy nad czym tak debatujecie?
Nelka
nagle pojawiła się przy nich i z butelką słoweńskiego Lasko w dłoni, oparła się
o drewnianą balustradę domku. Patrzyła na nich z podejrzliwym uśmiechem, jakby
zrobili coś złego. A oni przecież tylko rozmawiali.
-
Nad życiem – odparł Thomas, co wywołało na twarzy Kubiak wyraz politowania.
-
Morgenstern, ty już lepiej daruj sobie filozoficzne tematy.
-
Nie rozumiem o co ci chodzi – burknął Austriak i upił łyk piwa. – Rozmawialiśmy
z Dawidem na ważne, męskie tematy.
-
Och, doprawdy? Jakie wy możecie mieć „ważne, męskie tematy”?
Dawid
i Thomas wymienili spojrzenia i zgodnie wzruszyli ramionami.
-
Piłka nożna?
-
Wyścigi samochodowe?
-
Lewandowski?
-
Lewandowska?
-
O, dobre.
-
El Clasico.
-
Bilard.
-
SAMOLOTY! – odparli w tym samym momencie. Popatrzyli na siebie zaskoczeni, ale
prędko roześmieli się i zbili żółwia. Kornelia uśmiechnęła się pod nosem.
-
Może ja jednak zostawię was samych, co? – Nelka zsunęła nieco z nosa okulary
przeciwsłoneczne, spoglądając na chłopaków. Dawid znów się zaśmiał. – Ale nie
powiem, miło widzieć, że się dogadujecie.
-
Czemu mielibyśmy nie? – spytał Thomas i poklepał Kubackiego po plecach. –
Przecież wszystko gra.
-
Dokładnie. – Dawid pokiwał głową i zdobył się na jak najszczerszy uśmiech w
stronę Kornelii, która przyglądała im się dość sceptycznie. – Poważnie.
-
Okej, niech wam będzie. W takim razie wybaczcie, że muszę was rozdzielić, ale,
Thomas, mieliśmy wrócić wcześniej do hotelu. Twoi rodzice w końcu przyjechali.
Morgenstern
wydał z siebie westchnięcie i ani trochę zadowolony dopił do końca Stiegla.
Odłożył butelkę i marudząc pod nosem, wstał ze schodka.
Wyciągnął
do Dawida dłoń.
-
Z chęcią pogadałby z tobą o tych samolotach. – Uśmiechnął się szeroko. – Może innym
razem.
-
Na pewno.
-
A jak już się nigdzie do końca Planicy nie złapiemy, to… Wiesz. Ja pamiętam. –
Morgenstern mrugnął porozumiewawczo w stronę Kornelii. Dawid pokiwał głową i
uścisnął dłoń Austriaka.
-
Ja też.
-
Powinnam pytać o co chodzi? – Nelka rzuciła podejrzliwe spojrzenie Kubackiemu. –
Bo mi to śmierdzi jakąś polsko-austriacką koalicją, o której mam się nie
dowiedzieć.
-
Twój nos jak zwykle nie zawodzi, Sherlocku – dodał Morgi, a widząc spojrzenie
Neli, od razu się wycofał. Zasalutował w stronę Dawida i odszedł, pozwalając im
na pożegnanie.
-
Dejvi…
-
Mniej wiesz, lepiej śpisz. Sprawdzone i potwierdzone – odparł ze śmiechem,
widząc jej niezadowoloną minę. – Nie patrz tak na mnie.
-
Muszę, bo macie przede mną tajemnice. Ale okej, niech będzie, że mnie to nie
obchodzi. Widzimy się jutro?
-
Oczywiście!
-
Super. – Uśmiechnęła się i wspięła na palce, by cmoknąć go w policzek. Fala
przyjemnego ciepła przeszła przez całe jego ciało. – Powodzenia w konkursie.
Wierzę w ciebie! – krzyknęła na odchodne. Pomachał jej, czując jak uśmiech
powoli schodzi z jego ust.
Dawid
opadł z powrotem na schody i głęboko westchnął. Poczucie żałości zaczęło
wypełniać go od małego palca u stopy po same końcówki włosów. Po raz kolejny
tego dnia musiał przyznać, że wpadł w cholernie pogmatwaną sprawę, w której
dbał o każdego, tylko nie o siebie. Ale nie potrafił inaczej. Nie, jeśli w grę
wchodziło szczęście, którego pragnął nie dla siebie, tylko dla niej. Bo to ona
była tu najważniejsza.
Bohater
romantyczny. Już niedługo na maturze z polskiego.
Podniósł
wzrok, odnajdując wśród tłumu Kornelię. Żegnała się z Kamilem i Ewą, po czym
objęta przez Morgensterna zaczęła ginąć wśród ludzi, dopóki całkowicie nie
zniknęła z pola widzenia Kubackiego.
Prawdopodobnie
właśnie wtedy Dawid poczuł, - tak dokładnie, jak jeszcze nigdy wcześniej – że
to nigdy nie będzie on. Odeszła z kimś innym, a on jej na to pozwolił. I zrozumiał, że chyba się zakochał. Tak beznadziejnie i tak głupio, jak tylko
jest to możliwe.
-
Pijesz?
Nie
wiadomo skąd nad nim pojawił się… Diethart z kolejną butelką piwa. Właściwie to
Dawid nie wiedział dlaczego wciąż siedzi przed austriackim domkiem i ile
alkoholu już wypił, ale…
-
Jasne.
Zwycięzca
Turnieju Czterech Skoczni opadł na miejsce, na którym jeszcze kilka chwil
temu siedział Morgenstern i głęboko westchnął.
-
A pogadać chcesz? – spytał Thomas, na co Dawid wywrócił oczami.
-
Niekoniecznie.
-
A ja mogę mówić?
No żesz w dupę…
-
Jak chcesz.
Diethart
kiwnął głową, wyprostował się i ściskając w dłoniach butelkę piwa, chrząknął. A
potem i tak się zgarbił, jakby nagle ciężar jego sumienia go przygniótł.
-
Zakochałem się.
__________________
No
i jest.
Powoli
wracam. Co prawda z tekstem bardzo słabym w każdym wymiarze, zarówno jeśli
chodzi o treść, jak i styl, ale… przynajmniej jest. Długo walczyłam, żeby w
końcu otworzyć Worda i zacząć pisać cokolwiek. Ale jakieś ‘coś’ z tego wyszło.
Ogólnie
to nie będzie długie. Raptem 5-6 długich rozdziałów. Wyjdzie w praniu.
Mam
nadzieję, że i ja i Wy damy radę z tym opowiadaniem.
Będziecie?
PS.
Ściskańsko dla tych moich, co to podtrzymywały mnie na duchu po zakończeniu
Shattered. Udało się dzięki Wam. Kocham bardzo mocno!